Your Cart

Bezpłatne opowiadanie spoza uniwersum Legendy Zza Światów 1

Zzzt! Właśnie było słychać dość wyraźnie strzał. Pocisk trafił w ścianę, gdyż on sam był już bezpiecznie schowany. Jaqzo z kolei nie chybiał, bo po prostu nie było go na to stać…

Amunicja do plazmo-energetycznych tekno-pistoletów kosztowała nie małą sumkę, a jego sposoby na zarobek coraz bardziej się kurczyły. Nie mógł zostać bez swojej spluwy, to byłoby dla niego jak niechybny wyrok śmierci. Tak więc gdy tylko jeden z bandy karmazynowego cyborga wychylił się zza ściany, wystarczająco na tyle, aby Jaq zdołał zobaczyć go w oknie przez szybę, dostał od niego natychmiast pociskiem w hełm, co tym samym oznaczało jego śmierć. Najemnicy bojowi tego pokroju nie byli najlepsi w swoim fachu, inaczej on sam miałby spore kłopoty. Ich pancerz też i to akurat także była bardzo dobra nowina. 

Odczekał jeszcze dobrą chwilę, na wszelki wypadek, aby upewnić się, czy nikt nie przychodzi z pomocą poległemu. Nic, wszędzie wokół tylko cisza, nie biorąc pod uwagę odległych odgłosów dochodzących z innych, bardziej uczęszczanych ulic…

A jednak pomimo tego zachował pełną ostrożność, podczas gdy ukradkiem poszedł go obszukać, by wziąć, co tylko szło i puścić to dalej na sprzedaż. 

Jaqzo, w skrócie Jaq, był wyrzutkiem, który operował już od młodego wieku na pograniczu prawa i poza nim. Handel nielegalnymi medykamentami i innymi towarami, po które nikt nie zagląda do sklepu, gdyż nie znajdzie ich na żadnych sklepowych półkach, kradzież, walki…

Lecz jednak nic, co byłoby uznane przez niego za przesadę. Raz, że nie było to w jego stylu, a dwa, to nie miał zamiaru skończyć w jakimś międzyplanetarnym więzieniu, z którego można było już nigdy nie postawić stopy na zewnątrz. Nigdy nikogo nie obwiniał, zdając sobie sprawę z tego, że na tym brudnym świecie nie może nikomu ufać i musi radzić sobie sam. A na domiar złego ostatnimi czasy sprawy mocno się pokomplikowały…

Teren, dość rozległy, na którym działał Jaq, został przejęty przez bezwzględnego, karmazynowego cyborga. Mimo to ten nie zamierzał jednak po prostu uciekać, ale niestety…

Jego nowy wróg wysłał za nim swoich opłacanych ludzi, żeby go zgarnęli lub sprzątnęli. Na całe szczęście najpierw próbowali wziąć go żywcem, co dało mu przewagę i uszedł z życiem. Lecz gdyby nie był nad wyraz ostrożny, już pewnie by nie żył…

Kiedy ci zauważyli, że Jaq obszukuje i rabuje trupy przeciwników, karmazynowy cyborg musiał rozkazać im poruszać się wyłącznie z niezbędną im do wykonania tego zadania bronią i amunicją, podczas gdy oni próbowali go wytropić. Na szczęście ta amunicja bardzo mu się przyda, a dodatkowy tekno-pistolet będzie z pewnością próbował sprzedać jak zawsze za dobrą cenę. Miał też ze sobą tekno-czip pierwszego najemnika, więc co nieco pewnie się dzięki niemu wzbogacił, o czym miał się już niedługo zresztą przekonać. To był już drugi raz i Jaq zaczął jednak poważniej rozważać opuszczenie tego dotychczasowego terenu. Był to sektor 7, na planecie Eyon, na której to dorastał i prowadził swój dalszy żywot. Wcześniejszej młodości nie pamiętał, jakby ktoś wyczyścił go z pamięci. Pewnego dnia obudził się w lokum niskiego standardu, jak gdyby nigdy nic, będąc kilkunastoletnim chłopakiem. Miał na sobie blizny jak po jakiejś operacji, co z jakiegoś powodu w pełni rozumiał, ale nie wiedział, wręcz nie miał nawet pojęcia, co to wszystko mogło oznaczać…

Pamiętał natomiast, co było dla niego niemałym zaskoczeniem, jak miał na imię. Wiedział też, jak miał się obchodzić z życiem codziennym każdego dnia. Podejrzewał, że ktoś musiał go tego wszystkiego nauczyć, ale nie miał co do tego żadnych wspomnień, a przynajmniej niczego nie mógł sobie przypomnieć. Pomimo tego poszedł jednak własną drogą, gdyż ciche życie w oczekiwaniu na coś, co może się jeszcze wydarzyć, jako jeden z wielu tysięcy pracowników firmy industrialnej Keeiyo dość szybko mu się wykoleiło…

Nie było to jednak po raz pierwszy, kiedy to okazało się, że musi zmienić takowy. Jego kryjówka była teraz z kolei z pewnością spalona, więc Jaq narzucił na głowę kaptur, tak, by zakrywał też część jego twarzy, poprawił tekno-gogle i ruszył dalej pustymi, póki co, bocznymi uliczkami do sąsiadującego dystryktu. Upewnił się, że nie ma teraz przeprowadzanej kontroli i, prawie że beztrosko wślizgnął się do sektora 9. Od razu zaczął się rozglądać za jakimś tekno-lombardem, gdzie mógłby błyskawicznie wymienić zdobyty tekno-pistolet na tekno-walutę. Sprawdził w tym celu tekno-lokator zapięty na ręce. Bijące mocno światła neonów, a także ten ich dobrze już znany mu przesyt z głównych ulic, prawie że każdego dystryktu, z wyłączeniem dwóch najbiedniejszych, na terenie industrialnych kopalni, dla najniższej klasy robotników, odbijały się od jego tekno-gogli.

  • Czas na szybki interes… - Pomyślał, poprawiając płaszcz i wszedł śmiało do środka.

Ktoś już był przy ladzie, targując się, najwidoczniej nie mogli się dogadać co do kwoty, ale nie przysłuchiwał się, tylko czekał na swoją kolej, oddalony od nich na pewien dystans. 

  • Mówię ci… 

To nie są zwykłe pociski…

Taaak…

Właśnie tak… 

Magiczne… 

No… 

Przecież mówię… 

Zdobyłem… 

Co jak… 

Nie pytaj jak…

Robią je tekno-magowie… 

Ich zakon jest znany każdemu w sąsiednim układzie planetarnym…

Z-x-8…

To świetny biznes!

Jak to…!?

Jak… nie wierzysz… 

Ah… 

Marnuję tylko swój czas! - Ów jegomość widocznie niemało zdenerwowany przeszedł obok i wyszedł szybkim krokiem na zewnątrz. 

  • Magiczne pociski, co? - Żartobliwie nawiązał Jaq. 
  • Czego to oni teraz nie wymyślą… 

Wszystko, byle tylko wycisnąć z porządnego człowieka więcej tekno-waluty… 

Podróżnik się znalazł… 

Sąsiedni układ planetarny… 

Dobre sobie…

  • Ja mam dla ciebie coś jak najbardziej chodliwego, dobry panie. - Przerwał mu i wyciągnął spokojnie broń, pokazując przed nim. - Dobry, sprawny tekno-pistolet plazmo-energetyczny.
  • Aha…

Zawsze się ktoś znajdzie, kto tego szuka.

Takie czasy… 

Nigdy nie wiesz, kiedy może okazać się niezbędny. 

Mam już ze dwa na stanie, ale wezmę jeszcze i ten. 

Standardowa cena, 1500 jednostek tekno-waluty. 

Stoi?

Jaqzo pokiwał powoli głową z aprobatą i wręczył mu broń, wyciągając drugą ręką, swój tekno-czip. Pobrał od niego kwotę i jeszcze zakupił jeden kartridż pocisków energetycznych. Nie mógł nosić przy sobie zbyt wiele amunicji i broni, na wypadek kontroli. Następnie wyszedł, upewnił się, że nikt go nie śledzi, po czym poszukał jakiegoś noclegu na uboczu swoim tekno-lokatorem i tam też się udał. Zapłacił z góry za pobyt swoim tekno-czipem, a ten, który zabrał z trupa najemnika, będzie musiał użyć tuż przed tym, nim zniknie im na dobre, tak na wszelki wypadek. Zwykle najemnicy są też dodatkowo zamieszani w jakiś nielegalny biznes, dlatego nie wnoszą o zlokalizowanie takowego do lokalnych władz. Na to właśnie liczył, aczkolwiek wybrał jednak dmuchać na zimne…

Wszystko poszło gładko, a zatem Jaq miał zamiar pozwolić sobie na sen, spoczywając na poduszce, pod którą to zamieścił swoją spluwę. Stwierdził, że dobrze zrobił i że to gra nie warta świeczki. Czas ruszać dalej. A potem zasnął. 


Kliknij tutaj i czytaj dalej