Noc przeszła bez zakłóceń. Jaqzo wstał, wziął prysznic i spokojnie się ubrał. Następnie usiadł na chwilę na brzegu łóżka, żeby chwilę pomyśleć, nad tym, co dalej, które zaraz później schował przyciskiem z powrotem do ściany. Miał wielką ochotę zapalić. Minęło już kilka miesięcy od kiedy rzucał palenie, ale wciąż zdarzało mu się zaciągnąć tym tak zwanym wzbogaconym tlenem z tekno-papierosa. Zdecydował i tym razem sobie na to pozwolić, zatem opuścił hotel, a potem udał się do najbliższego tekno-automatu i zakupił jedną sztukę. Przystanął, rozejrzał się, a zaraz potem głęboko zaciągnął się do płuc, jakieś dwa, czy trzy razy, po czym wyrzucił dopiero co nabytego tekno-papierosa bez chwili wahania. Tyle mu starczy, pomyślał. Sięgnął dyskretnie ręką do wnętrza płaszcza, poprawił broń i zaczął rozglądać się za jakąś taryfą, która przetransportowałaby go do dalszego dystryktu, o numerze 10. Był pewien, że tak daleko nie będą go szukać. Przeszkadzał im, ale teraz miał już zupełnie zniknąć im z radaru, więc karmazynowy cyborg z pewnością da sobie z nim spokój. To biznes, a nic osobistego. Takie motto towarzyszyło prawie każdemu z nich. Wolał jednak mimo tego ukryć się w jakiejś normalnej pracy, choćby na jakiś czas, żeby nie zwracać na siebie uwagi tamtejszych lokalnych gangów i pozostałych przestępców, a także oczywiście władz. Nie minęło długo, nim znalazł się na tylnym siedzeniu taksówki, która miała zawieźć go do sektora 10. W międzyczasie zdecydował się poszukać pracy i noclegu, znajdującego się już tam na miejscu. Zainteresowała go, pomimo poprzednich przemyśleń, pozycja pomocnika, to jest asystenta detektywa. To było chyba dla niego najlepszą opcją, tak przynajmniej sądził. Mogło też może poszerzyć jego możliwości w inny niż dotychczas sposób. Po raz kolejny wybrał tańszy, nierzucający się w oczy hotel na obrzeżach centralnych części dystryktu. Udało mu się też złożyć aplikację i umówić się na późno popołudniową godzinę na spotkanie, to jest na rozmowę kwalifikacyjną o pracę. Pojechał zatem najpierw do hotelu, zainstalował się tam bez pośpiechu i poszedł coś zjeść do sali restauracyjnej. Przy stolikach siedziało kilka osób, z których żadna nie wzbudzała jego podejrzeń. Zamówił raczej skromne niż obfite śniadanie, czy może raczej lunch. Usiadł w oddali od pozostałych i spokojnie zjadł swój posiłek, popijając go słabym alkoholem. Zdecydował się zostawić zdobyty, a raczej zrabowany tekno-czip do ewentualnego użycia na tak zwaną czarną godzinę. Używane przez nich tekno-czipy były najczęściej przerabiane, tak, aby nie można było wyśledzić przepływu tekno-waluty, czy zlokalizować posiadacza. Mimo to jednak użycie czipu zostawiało swój ślad podczas transakcji na urządzeniu, z którym było w kontakcie. Wiedząc to, nie miał zamiaru popełnić błędu. Tym bardziej, przedwcześnie. Zamówił więc taksówkę i pojechał na wyczekiwaną rozmowę, aczkolwiek wysiadł trochę wcześniej, gdyż znajdował się tutaj teren rekreacyjny i park, a że miał jeszcze do niej ponad godzinę, usiadł na uboczu i spojrzał w górę, starając się odprężyć. Całość była przysłonięta szklaną kopułą, przez którą wpadały promienie słońca częściowo przysłonięte chmurami. Wiał też wiatr, roznosząc wokół intensywny zapach kwiatów i innych roślin. Zaczerpnął głębiej powietrza i zamknął na moment oczy, po czym znów je otworzył. Było to bardzo przyjemne doświadczenie. Po raz pierwszy znalazł się w dystrykcie 10, który zdawał się być dużo bogatszy od tych znanych mu wcześniej. Posiedział tu jeszcze przez dłuższą chwilę, po czym wstał i zaczął zbierać się do drogi na rozmowę kwalifikacyjną. Miejsce docelowe znajdowało się około 15-20 minut stąd, tak bynajmniej informował go jego tekno-lokator. Kiedy dotarł na miejsce, stanął przed wysokim, przeszklonym wieżowcem, co najmniej 20 piętrowym. Wszedł do środka i poszukał na tablicy firmy o nazwie własnej Detektyw Ferezer, po czym udał się szybką windą na piętro 17, lokal numer 5. Zapukał, a następnie wszedł do środka, gdzie miły głos kobiety siedzącej naprzeciwko przy biurku poinformował go, żeby usiadł i poczekał, aż przyjdzie Detektyw Ferezer, co jednak nie ma potrwać zbyt długo. Wiedział, że był przed czasem. Przedstawił się jej jako Jaqzo, a ona jako Nilla, uśmiechając się do niego szeroko, odsłaniając białe, częściowo błyszczące zęby. Stwierdził w myślach, że była to zdecydowanie całkiem atrakcyjna kobieta. Rzeczywiście, chwilę później przez drzwi przeszedł sam Detektyw Ferezer, po czym widząc siedzącego Jaq, skierował się od razu w jego kierunku i uścisnął jego dłoń.
- Witam pana, Detektyw Ferezer we własnej osobie.
- Jaqzo…
- Zapraszam tuż obok, proszę za mną.
- Oczywiście, panie Ferezer.
Detektyw otworzył drzwi, zaprosił go do środka, po czym wskazał mu ręką krzesło, które wyglądało na bardzo wygodne i rzeczywiście takie też było. On sam usiadł przy swoim biurku i rozsiadł się wygodnie, a następnie podrapał lekko po włosach na potylicy.
- Dobrze, panie Jaqzo…
- Proszę mi mówić Jaq.
- Dobrze, dobrze, rozumiem.
Cieszę się, że przyszedł pan na rozmowę, panie Jaq.
Nie ma zbyt wielu chętnych do tej pracy, którą wykonujemy.
Widzi pan, panie Jaq, prawie nikt nie chce się narażać dla małych pieniędzy.
Dlaczego jest pan zainteresowany?
Panie Jaq?
- Panie Ferezer, pieniądze nie są zawsze najważniejsze, przynajmniej ja tak sądzę.
Ważne jest wykonywać jakąś znaczącą pracę, a bycie pana asystentem, panie Detektywie Ferezer, jest tego najlepszym przykładem.
Chciałbym też znaleźć się bliżej możliwości pomagania innym w problemach, z którymi sami nie mogą sobie poradzić.
Posiadam niezbędne umiejętności, trenowałem sztuki walki, potrafię obchodzić się z bronią i posiadam własną.
- Hmm…
Rozumiem, panie Jaq.
Zdecydowanie jest pan najlepszym kandydatem.
Kiedy może pan zacząć?
- Od zaraz.
Jestem w pełnej gotowości.
- To świetnie, to nam właśnie najbardziej pasuje.
Czy poznał pan już Nillę?
- Mieliśmy już przyjemność się sobie przedstawić.
Tak.
- To świetnie, to świetnie…
Proszę się stawić jutro o 10.00, jest pan zatrudniony.
Mężczyźni uścisnęli dłonie i pożegnali się, a Jaq wyszedł i pożegnał się jeszcze z kobietą o imieniu Nilla. Potem zjechał windą w dół i wyszedł na zewnątrz budynku, po czym spojrzał w górę, na zachmurzone niebo. Zamierzał zrobić sobie dłuższy spacer w drodze powrotnej do hotelu i skoro nie padało, nie zmienił zdania. Odetchnął głęboko i ruszył.